„1917” (2019) to obraz w formie bardzo dobry. Jednak poza tym to po prostu anglosaski film propagandowy. Widzimy tam brytyjskiego żołnierza, który gotów jest rzucić na szalę swoje kruche życie, by ratować nie tylko swoich przyjaciół z okopów, ale również wrogów — Niemców, którzy w dosłownie każdej scenie są odhumanizowanymi maszynami do zabijania niezapoznanymi z typowo ludzkimi emocjami jak wdzięczność czy strach. Ten szeregowy z King's Royal Rifle Corps jest w stanie oddać nieznajomej kobiecie ostatnią butelkę wody i mimo całej brutalności ukazanego konfliktu, mimo przebitych kolczastym drutem dłoni, mimo przemoczonych butów i ociekających błotem mundurów, mimo ciężkich karabinów i jeszcze cięższych plecaków on pozostaje nieskazitelnie dobry niczym rycerz-zakonnik, który złożył przed Bogiem swe śluby i teraz wiernie przestrzega jego nakazów, choć jest tylko zwykłym chłopcem z jakiegoś angielskiego zakątka. Wyzbycie się całej ambiwalencji wojny i jej politycznych implikacji czy wręcz jej politycznego źródła wraz z bardzo dychotomiczną różnicą pomiędzy walczącymi ze sobą nacjami sprawia, że film ten mógłby służyć za typową agitacyjną pocztówkę wzywającą młodych chłopców do zaciągnięcia się na front.
Tak ma pan/pani rację. To chyba taka podświadoma pomyłka, bo wciąż wydaje mi się, że mleko — najpewniej niepoddane żadnym procesom pasteryzacji etc. — nie zachowałoby świeżości.
O dziwo to jakies specjalne mleko, takie, ktore dzien po wydojeniu w cebrzyku swieze i nie zamuszone...Na dlugo zreszta tej manierki tej kobiecie nie starczy, a wczesniej czym karmila jak dziecko nie jej?
Dokładnie. A jeszcze film nie wiedzieć czemu nazywa się 1917. Z czym się może kojarzyć ten rok? Zdecydowanie z rewolucją październikową. A tu zwyczajne historie z frontu
Jak na moje to parę rzeczy nie dostrzegasz przede wszystkim, że główni bohaterowie własnie byli chłopcami a nie zaprawionymi w bojach żołnierzami. Przez co mieli inne podejście do wroga. Natomiast Niemcy byli widocznie lepiej , inaczej nastawieni. To był środek wojny, więc widząc wroga to zabijali w imie "kill or be killed". Co do dobroci i wspaniałości Anglików też bym tak daleko nie wybiegał, tak naprawdę główny bohater spotkał się raczej z zimnym przyjęciem na końcu wędrówki. A efekt jaki uzyska zawdzięcza determinacji. Moim zdaniem świetnie tu ukazanej, na początku nie był zainteresowany misją. Jednak wydarzenie z samolotem totalnie odmienilo jego podejśćie dało mu cel i człowiek, który wyznacza sobie konkretny jeden cel mając śmierć zaglądającą mu w oczy na każdym kroku jest w stanie dokonać rzeczy niebywałych. Jak dla mnie bardzo spłyciłeś.
Oj nie opowiadaj bzdur. Anglicy tez byli odpowiednio nastawiani do wroga, stad to wielogodzinne dzganie workow bagneten, zeby pozniej bez zastanowienia na adrenalinie robic to samo w walce. Pomylke z pilotem jeszcze przelkne, ale druga scena, jak zamiast dzgnac szwaba pod zebro on do niego ci, ci, to juz nie. A potem i tak go dusi. Juz ktos mowil, ze to weteran, ze jest na tej wojnie, dostal medal, wyjezdza, wraca, zabija, potrafi zabijac, wie jak i wie, ze musi, bo inaczej sam zginie, a tutaj takie kwiatki.
Ty opowiadasz bzdury plus pieprzysz jak chory mąż. Dla Twej tuzinkowej wiedzy i tępej chęci przy.....lactwa są dwa typy filmów o wojnie. Pierwszy typ to pełen realizm, vide, nomen omen "Idź i patrz" i drugi to widowisko. Widowisko przede wszystkim powinno się dobrze oglądać, bez uczucia dyskomfortu zaś bohaterowie mają stać po stronie tegoż widowiska czyli z góry określeni, moralni, itd. Jest to po prostu pewien rodzaj bezpiecznej baśni. Kapujesz?
Ja w tym filmie widzialem masę tępych, zamkniętych brytoli uwalonych wojną po łokcie, przerażonych chłopców ktorzy sa psychicznie totalnie nie gotowi na to co ich spotyka (czy na to da sie przygotować psychicznie?) i film wybitnie antywojenny. Jaka ty agitkę pocztówkę tu widzisz to nie wiem ale odłóż tabletki ktore bierzesz na początek
Czy jest to film antywojenny? Pewnie tak — tak, jak antywojennym był brytyjski imperializm.
Dla mnie jest antywojenny w tym sensie, że te pokazane piękne pastwiska, pola, rzeki, wioski, lasy normalnie budzą u ludzi zachwyt a w tym filmie w obliczu wojny budzą głównie strach i niepewność.
, masz prawo nie zgadzać się w ocenie z Mies_van_der_Rohe, ale czy jest sens wylewać z siebie od razu taki jad? Ostatnie zdanie uważam za zupełnie niepotrzebne! Życzę więcej luzu i otwartości na czyjeś zdanie.
Masz rację uniosłem się, przepraszam Mies_van_der_Rohe. Po prostu jego ocena jest tak skrajnie nieprawdziwa (brytyjska pocztówka O.o), że będąc świeżo po seansie puściły mi nerwy. Miłego dnia wszystkim
, abstrahując od tego czy jest prawdziwa czy nie, jest subiektywna i po prostu jego. Tak samo jak Twoja. Ważne tylko, żebyśmy mieli do tego dystans ;) Również miłego dnia
Ty tez odłóż te hipsterowskie tabletki i zadzieranie nosa. Jak dla mnie, to ci brytyjscy oficerowie byli tam nadzywczaj mili i ludzcy. Do tego obowiazkowe murzynki i sikhowie w odzialach, ok. Nie uwierze w nich istniejacych tam jak te rodzynki powsadzane wsrod bialych, raczej jak juz, to bylyby oddzialy tylko z nich zlozone. Sadzilam, ze na koncu ten MacKenzie okaze sie wlasnie takim zarozumialym arystokratycznym bucem, ale nie, on tylko chcial zakonczyc te wojne, wykorzystac szanse na dobry atak, nie bylo w nim pychy.
w armii brytyjskiej podczas I wojny służyło ok. miliona Hindusów, jak i żołnierzy z innych dominiów brytyjskich. Podobnie było w armii francuskiej. Polecam poczytać zanim napisze się komentarz.
Na szczęście dla głównego bohatera niemieccy żołnierze nie potrafili strzelać ;)...potrafili atakować tylko w bliskim dystansie, do którego główni bohaterowie z przyjemnością doprowadzali.
Też odnoszę takie wrażenie, jakby panowie byli drugi dzień na froncie, bo pierwszego leżeli na łące i kontemplowali kolor nieba. Mało w tej produkcji "człowieka na wojnie". Człowieka chcącego po prostu przeżyć to piekło (bo trzeba sobie zdać sprawę z tego, że IWŚ to było istne piekło z poziomu okopu). Bohaterowie nawet ratują palącego się fryca - to już było absurdalne, naprawdę nikt by się nim nie przejmował, a poziom wku..wu za poległych przyjaciół/bliskich robił swoje... Z drugiej strony film też nie pokazywał prawdziwej wojny, tego syfu w okopach, rannych, chorych, przemoczonych i trzęsących się z zimna żołnierzy. Mundury czyste, twarze nieskazitelne (nawet po oberwaniu kawałkami bunkra). I tak, widzimy poległych, ale to nie te liczby. Oni po prostu biegali po trupach...
Podobne wrażenia...film nie dopracowany. Narzekałem na ,,Legiony'' - od ,,1917'' oczekiwałem dużo więcej i niestety, zawiodłem się zdecydowanie bardziej . Słaba fabuła, oparta w znacznym stopniu na fikcyjnej historyjce z wojną w tle. Sceny nie dopracowane, momentami była to bardziej sztuka teatralna z słabo oświetloną sceną - w obsadzie 2-3 aktorów. 100mln dolarów wydane głównie na błoto i martwą wojenną scenerie .
Z "Legionów" to ja właściwie wyszedłem w połowie filmu. Zbyt dużo zerżnęli z "M jak miłość"...
Tylko że nie jest to film o "człowieku na wojnie w okopie", tylko o fikcyjnej historii dwóch żołnierzy, którzy wyruszyli w drogę na misję niczym we "Władcy pierścieni", jeśli kogoś interesuje pierwsza opcja to polecam film "Na zachodzie bez zmian", tylko tą przedwojenną wersję, tam są dobrze ukazane realia życia okopowego.
Co do sceny z pilotem niemieckim to zwróć uwagę na to kto go poszedł ratować, to Blake pobiegł jako pierwszy, Schofield trzymał się z tyłu i wcale się do tego nie spieszył, raczej poszedł za przykładem kolegi niż z własnej woli, potem też nie chciał się trudzić z ratowaniem Niemca tylko zaproponował szybkie rozwiązanie problemu. A w odróżnieniu od Schofielda, który był weteranem znad Sommy, Blake był pewnie od niedawna na froncie, nie widział większej akcji, nie był świadkiem śmierci i cierpienia kolegów, nie zdążył też znienawidzić wroga, tak więc patrzył na wojnę jeszcze z perspektywy "cywila". Tym bardziej, jak wspomniał, był kiedyś księdzem, więc kierował się ideami chrześcijańskimi by pomagać bliźniemu.
Co do zarzutu o braku pokazania "brudnej" wojny, no to jak dla mnie jest to obecne w filmie, szczególnie przy przejściu przez ziemię niczyją - księżycowy krajobraz, trupy ludzi i koni w różnym stopniu rozkładu (czy było ich za mało tego nie wiem, pewnie to zależało od natężenia walk na danym odcinku, czy czasu który upłynął od walk, weźmy pod uwagę, że to był początek kwietnia, przez zimę raczej nie toczono większych walk na froncie, poza tym pytanie czy były jakieś zawieszenia broni między stronami, żeby pozbierać zabitych, pewnie starano się zabrać jak najwięcej zwłok, żeby uniknąć wybuchu epidemii), różnice w wyglądzie niemieckich i brytyjskich okopów, efekty taktyki spalonej ziemi przy wycofywaniu się Niemców. Po prostu ukazano tu inny wycinek wojny niż wszyscy kojarzymy z tym konfliktem.
Dla mnie film świetny, choć nie najlepszy z kina wojennego.
O! Fajnie że się włączyłeś do dyskusji...
Co do bohaterów, to rzeczywiście masz rację - było coś o tym, że Blake był księdzem.
Ogólnie ja miałem wrażenie, że to film na zasadzie "Turysta na wojnie". Tak sobie zwiedzamy różne atrakcje na froncie, czekamy aż spotkamy w końcu fryców, spotykamy, uciekamy, biegniemy i dobiegliśmy. Koniec filmu.
Naprawdę?!
Ja wiem, że teraz jest taka maniera na "artyzm" w kinie wojennym, ale bez jaj... Ta historia była tak słaba, że aż się nóż w kieszeni otwiera. Wiadomo, że scenografia i montaż nadrabiają, ale czy to wystarczy? Dla mnie - nie. Z resztą pod koniec Benedict stwierdza, że fajnie że Schofield zdążył z tym rozkazem, ale prawdopodobnie za tydzień oni i tak zginą, więc niepotrzebnie się kłopotał...
No i o to właśnie chodzi. Film w 100%, antywojenny. Smierć jest przypadkowa, misja bezsensowna. Ci dwaj nic nie znaczą. Oni nie walczą dla kraju, myslą tylko zeby jak najszybciej wrócić Gdyby Schofield ich wszystkich uratował i oni wszyscy wracaliby z uśmiechem na twarzy coż to by był za banał.
Antywojenny z jednoczesna pochwala nikomu niepotrzebnego patriotyzmu, poczucia misji i pomaganiu blizniemu? Ten film mialby lepszy wydzwiek, gdyby pokazal realne okrucienstwo, po obu stronach, bestialstwo i czlowieczenstwo po obu stronach. Za malo pokazano, ze np tej Fancuzce bylo obojetne kto ja wyzwala, a kto napada, jednoczesnie jezeli chciala wyzwolenia przez Anglikow, to w tym momencie nie ma antywojna, bo pokazuje, ze ci dobrzy zolnierze byli komus potrzebni, nie tylko do strzelania do siebie.
Taką konwencję filmu przyjął reżyser, dwóch żołnierzy niejako zagubionych w zawierusze wojennej. Dla nas może być to dziwny obraz, bo I wojna na froncie zachodnim kojarzy się z ciasnotą okopów i masowymi atakami piechoty kończącymi się rzezią, ale tu pokazano ciekawą i prawdziwą historię, gdy Niemcy rzeczywiście wycofali się z własnej woli na linię Hindenburga i oddali sporą część terenu bez walki. Tak więc dla mnie historia jest jak najbardziej prawdopodobna, tak jak fabuła np. "Szeregowca Ryana", ale trzeba pamiętać, że to tylko film, a nie symulator żołnierza na froncie I wojny. Są sceny mniej i bardziej naciągane, jak np. przypadkowe znalezienie batalionu przez Schofielda, mechanizm niczym "Deus ex machina", ale mi to nie przeszkadzało.
A co do pułkownika MacKenzie to w innym wątku na forum już to poruszyłem, że dla mnie to zakończenie jakie zobaczyliśmy było równie smutne co w "Gallipoli", bo wszystko prowadziło do podobnego końca. MacKenzie, który dla mnie nie był aż tak bardzo "negatywnym" bohaterem jak go opisywali inni, miał rację, że to wszystko bez sensu, bo za dwa dni znowu dostanie rozkaz do ataku i skutek będzie taki sam. Kilka dni później rozpoczęła się ofensywa pod Arras, Brytyjczycy stracili tam ponad 150 tys. ludzi, więc można założyć, że Devonsi nie uniknęli tragicznego losu. Ale taka była właśnie ta wojna.
Mnie ta scena z pilotem zaszokowała. Kto będąc ciężko poparzonym próbuje zasztyletować człowieka próbującego pomóc, nawet z wrogiej armii? To pierwsza wojna światowa, nie było jeszcze nazistowskiej ideologii, a ponoć piloci to była najbardziej honorowa formacja militarna.
Racja. Ale ty to oceniasz racjonalnie z ciepłą herbatą w ręce z wygodnego fotela. a poparzony pilot, który właśnie po walce powietrznej spadł z nieba mógł być w szoku, mógł mieć zwidy, mogło mu sie wydawać, że on chce go dobić a nie mu pomóc - wiedzial ze spadł na teren wroga skoro widzi brytyjskich żołnierzy. Nie ma co sie doczepiać do każdej potencjalnej sceny
Scenariusz został oparty o wspomnienia dziadka reżysera Mendesa. Zatem chyba dość dobrze przystaje do postrzegania wojny przez prostego żołnierza. Jest to postrzeganie często pełne uproszczeń: nasi to byli zawsze dzielni chłopcy, zaś "Hunowie" byli wyłącznie wredni".
Zresztą, małoż to u nas publikowano wspomnień w stylu "jaja kobyły" (=ja, jako były ktośtam) . . . Autorami takich wspomnień niby byli uczestnicy wydarzeń, ale od prawdy historycznej były one w wielu punktach bardzo odklejone. Tak jest gdy snuje się opowieści po latach.
Zachowały się liczne relacje o tym, jak na Boże Narodzenie w pierwszym roku Wielkiej Wojny zapanowało oddolne, spontaniczne zawieszenie broni a żołnierze walczących stron odwiedzali się w okopach i wymieniali prezentami, śpiewali kolędy. Lecz akcja filmu "1917" toczy się w aprilisie roku 1917. Ja po prostu dopuszczam myśl o tym, że poczucie wspólnoty losu z wrogami zdążyło już ulecieć.
Dodajmy też wspólny mecz piłki nożnej między okopami Anglia Niemcy w bodajże wigilię 1916r, ale być może piszemy o tym samym
Ja czytałem tylko o rozejmie bożonarodzeniowym 1914 roku. Nie mam całkowitej pewności, lecz wydaje mi się, że w następnych latach już tego nie powtórzono.
Nie zorganizowano bo odgórnie dano całkowity zakaz po obu stronach. Walczący zobaczyli po przeciwnej stronie człowieka i nie chcieli walczyć Musieli przez to wymienić żołnierzy na pierwszej linii frontu.
Żeś "odkrył Amerykę" Pokaż mi Amerykański, Polski, Rosyjski czy jaki bądź inny film wojenny który nie jest według twoich standardów propagandowy.
Bullshit z tym, że oo takie historie dobroci się nie zdarzają na wojnie. Mój ś.p dziadek podczas 2 wojny światowej sam w swoim lesie zrobił pochówek zmarłemu niemcowi, bo mimo, iż uważał, że niemcy zrobili dużo złego to jednak każdy zasługiwał na pochówek obojętnie czy niemiec, polak, rosjanin, brytyjczyk, amerykanin i wykopał mu grób i zrobił krzyż z patyków.
Twój wywód na temat filmu przypomina mi recenzję pewnej pani krytyka filmowego który oceniła film "Pluton" jako mało wiarygodny i nie zgodny z rzeczywistością. "Pluton" reżyserował Oliver Stone który na tej wojnie był. Ta pani tą recenzję wysmarowała tu w Polsce. Mam pytanie do ciebie. Skąd wiesz jakie reakcje w człowieku wyzwala wojna skoro na niej nie byłeś? Z przekazów wiadomo że, budzi w niektórych potworne okrucieństwo i pcha do zbrodni których w normalnym życiu nawet by im nie przyszły do głowy. Dlaczego zatem nie mogą mieć reakcji przeciwnych w których czyny sięgają niebywałego poświęcenia? Nie znasz takich faktów z II wojny światowej? Czy zakładasz jak każdy przygłupi lewak że to tylko bajki?
Wojna wytwarza w człowieku odmienny stan świadomości który ty może masz ale tylko po prochach. Wojna niezaleznie czy ta z przed 200 lat czy 60 ma takie samo oblicze. Wyciąga z ludzi to co najgorsze i najszlachetniejsze. Dlaczego tak się dzieje możesz znaleźć w psychologii. Dziwisz się że w skrajnych warunkach ktoś zachowuje szlachetność. To dziwienie się świadczy o tym że nie rozumiesz mechanizmów ludzkiego postępowania.
Szlachtność człowieka ujawnia się poprzez cierpienie, ból, a nie imprezy ćpanie, i dupcz...na potęgę wszyskiego co się nawinie. Rozumiesz słoiku??
do buca Mies_van_der_Rohe
Twój wywód na temat filmu przypomina mi recenzję pewnej pani krytyka filmowego który oceniła film "Pluton" jako mało wiarygodny i nie zgodny z rzeczywistością. "Pluton" reżyserował Oliver Stone który na tej wojnie był. Ta pani tą recenzję wysmarowała tu w Polsce. Mam pytanie do ciebie. Skąd wiesz jakie reakcje w człowieku wyzwala wojna skoro na niej nie byłeś? Z przekazów wiadomo że, budzi w niektórych potworne okrucieństwo i pcha do zbrodni których w normalnym życiu nawet by im nie przyszły do głowy. Dlaczego zatem nie mogą mieć reakcji przeciwnych w których czyny sięgają niebywałego poświęcenia? Nie znasz takich faktów z II wojny światowej? Czy zakładasz jak każdy przygłupi lewak że to tylko bajki?
Wojna wytwarza w człowieku odmienny stan świadomości który ty może masz ale tylko po prochach. Wojna niezaleznie czy ta z przed 200 lat czy 60 ma takie samo oblicze. Wyciąga z ludzi to co najgorsze i najszlachetniejsze. Dlaczego tak się dzieje możesz znaleźć w psychologii. Dziwisz się że w skrajnych warunkach ktoś zachowuje szlachetność. To dziwienie się świadczy o tym że nie rozumiesz mechanizmów ludzkiego postępowania.
Szlachtność człowieka ujawnia się poprzez cierpienie, ból, a nie imprezy ćpanie, i dupcz...na potęgę wszyskiego co się nawinie. Rozumiesz słoiku??
Przykro mi niezmiernie z powodu Pana/Pani zachowania. Obelg Panu/Pani oszczędzę, bo nie zamierzam używać Pana/Pani języka nienawiści. Natomiast samo pytanie dotyczące wiedzy na temat realiów wojny sensu ma tyle, co pytania takie jak „skąd wiesz, że istnieje Australia, skoro tam nie byłeś”. I nie o zachowanie bohaterów jako ludzi tu chodzi, ale o zachowanie bohaterów jako Brytyjczyków, jako Niemców etc. O to, że to Brytyjczyk zawsze jest tym który wyciąga zbawienną i litościwą dłoń a Niemiec to pozbawiona emocji maszyna wojenna. Polecam też dokształcić się w kwestii tego, czym jest wojna jako zjawisko społeczne i psychicznie. Bo stwierdzenie, że wojny nie uległy pod tym względem zmianom, jest absolutnie fałszywe. Inaczej traktowano wroga w wieku XVII, co doskonale ujął na płótnie „Poddanie Bredy” Velázquez, inaczej w czasie obu wojen światowych a jeszcze inaczej traktuje ich się dziś. Nawet język, jakim o wojnie mówimy, uległ fundamentalnej zmianie. Towarzysze krwi stali się żołnierzami, honor i ojczyzna zbrodnią wojenną a przygoda katorgą. Fundamentalną rolę na kształt wojen wywarł też kolonializm. To tam Europejczyk nauczył się na tak ogromną skalę zabijać i dehumanizować wroga. I raz jeszcze apeluję do Pana/Pani o rewizję własnych kompleksów związanych z Pana/Pani prowincjonalizmem zaklętym w owym „słoiku”. Skrywanie własnego pochodzenia klasowego, wstyd przed historią własnego narodu to coś znacznie gorszego niż bycie stereotypowym słoikiem, który notabene jest symbolem ambicji polskiego społeczeństwa i to jemu w dużej mierze zawdzięczamy sukces po roku 89. Powiem więcej. Słoik jest przeciwieństwem homo sovieticusa.